Nie ważne czy jesteś Malgaszem, czy “Vazaha” – o wyprawie rowerowej przez Madagaskar opowiada Marek Dworski

For English please scroll down.

Zdjęcie: Z Malgaszkami w Fianaransoa, archiwum prywatne Marka Dworskiego

“Przyleciałem na Madagaskar w specyficznym okresie – kilka dni wcześniej z malgaskiego więzienia uciekło kilkudziesięciu więźniów. Cały kraj był obstawiony posterunkami policji. Wpłynęło to także na moją wyprawę…”. Druga część wywiadu z Markiem Dworskim o wyprawie na Madagaskar.

Powiedz, czy zdarzyły Ci się niebezpieczne sytuacje na trasie? I skąd tyle patroli policyjnych na Madagaskarze?

Marek Dworski: Przyleciałem w okresie dość specyficznym, bo z jednego z więzień uciekło kilkudziesięciu więźniów i cały kraj był obstawiony posterunkami policji. Ja też jak karny europejczyk zatrzymywałem się, ale wytłumaczono mi, że nie muszę tego robić, bo kontrolują tylko Malgaszy. Był jeden niebezpieczny przypadek, po którym naprawdę bardzo się bałem… Jechałem samotnie szosą. Po pewnym czasie podjechał do mnie Malgasz i tak jechaliśmy przez kilka kilometrów. On coś do mnie mówił, ale ja go nie rozumiałem. Po pewnym czasie dojechaliśmy do jednego z wielu posterunków, które kontrolowały drogę. Ja, pomny wcześniejszych informacji, powiedziałem dzień dobry po malgasku i nie zatrzymując się pojechałem dalej. Malgasz pomyślał zapewne, że skoro jedzie z “Vazaha” (malgaskie określenie białego człowieka przyp. red.) to on także się nie zatrzyma. Patrol coś tam krzyczał, ale ja nic nie zrozumiałem. Po kilkuset metrach dogonił nas policjant na motorze i niemalże rzucając motor na ziemię zatrzymał nas przeładowując kałasza. Zapytał mojego “kolegę” jadącego ze mną dlaczego się nie zatrzymał??? A mnie, czy to jakiś mój znajomy? Odpowiedziałem, że nie więc kazał mi jechać dalej. Pełen strachu pojechałen nie oglądając się za siebie. Wnioskując po dochodzących z oddali krzyków dla Malgasza ta przygoda skończyła się kilkoma uderzeniami wymierzonymi mu przez policjanta.

Zdjęcie: Archiwum prywatne Marka Dworskiego

Zabrzmiało groźnie. A jak na Twoją podróż reagowali okoliczni mieszkańcy? Jakimi ludźmi są Malgasze?

MD: Wszystkim spotykanym po drodze mieszkańcom mówiłem po malgasku dzień dobry czyli “Manahoana”! Ludność malgaską dzieli się zasadniczo na dwa narody: Merina oraz Betsimisaraka. Ci pierwsi mieszkają na płaskowyżu i z wyglądu przypominają Polinezyjczyków (proste, czarne włosy, ciemna karnacja). Natomiast Betsimisarakowie wyglądem przypominają rdzennych mieszkańców Afryki i oni mieszkają wokół oceanu. Wszyscy to wspaniali i uczynni ludzie.

Zdjęcie: Targ na Madagaskarze, pixabay

Mówiłeś w jednym z wywiadów, że podczas tak intensywnej jazdy potrafiłeś wypić 10 litrów wody dziennie! Nie było problemów z dostaniem wody butelkowanej i jedzenia na Madagaskarze?

MD: Jedzenie, które kupowałem było wspaniałe i niesamowicie tanie (1$ to ok. 3700 ariarów malgaskich). Kupowałem wszystko, co nadawało się do jedzenia m.in. ryby i wspaniały, brązowy ryż, który w Polsce jest bardzo drogi, a na Madagaskarze jadłem go trzy razy dziennie. Zajadałem się wspaniałymi i niesamowicie tanimi bananami o różnych kształtach i w różnych postaciach np. w cieście albo racuchach. Niestety bardzo szybko zniechęciłem się do nich i do dzisiaj mi to pozostało. Jedyną rzeczą, którą kupowałem oryginalnie zapakowaną była woda, ponieważ przestrzegano mnie, że picie innej stanowić może zagrożenie.



Opowiedz jeszcze, gdzie zatrzymywałeś się na nocleg i co zaskoczyło Cię na trasie?

MD: Przejeżdżane kilometry nie miały żadnego znaczenia ze względu na atrakcje dookoła mnie. Drogi niestety nie należały do najlepszych, a autostrady przypominały raczej nasze drogi IV klasy. Ufając bardzo rzadkim kierunkowskazom można było skończyć niekiedy w szczerym polu.. Miałem ze sobą namiot bardzo mały i bardzo lekki, ale spałem w nim tylko jedną noc, bo ostrzegano mnie, że posiadane przeze mnie rzeczy, w tak biednym kraju, mogą stać się moją zgubą… Spałem w miejscach, które trudno nazwać hotelami – w pomieszczeniach zamkniętych, bez toalety czy prysznica. Za taki nocleg płaciłem przeważnie 5$, z czego gospodarze bardzo się cieszyli.



W mieście Fianarantsoa skorzystałeś z gościny Kamilianów, którzy pomagali w wioskach dla ludzi chorych na trąd. Opowiedz proszę o pracy misjonarzy w tych miejscach oraz o swoich doświadczeniach w wioskach Ilena i Marana.

MD: Kamilianie zgodnie z regułą powołania zajmują się chorymi. Są to przede wszystkim organizatorzy, ale są wśród nich także lekarze i ludzie z wykształceniem medycznym pozwalającym na opiekę nad chorymi na dobrym poziomie. Miałem straszne rozterki moralne wchodząc w intymny świat tych ludzi. Gdyby nie działalność Kamilianów przytłaczająca część z nich z pewnością by zmarła. Odwiedziłem także ośrodek dla ludzi z chorobami psychicznymi. Wszystkie te wizyty związane z chorobami bardzo wpłynęły na mój stan emocjonalny. Były to traumatyczne przeżycia.



Fianarantsoa to miasto, które odwiedził papież Jan Paweł II. Stoi tam jego pomnik, bo będąc na Madagaskarze odwiedził poza stolicą właśnie to miasto. Dodam jeszcze, że ośrodek w Maranie był pierwszym leprozorium na świecie i założył go na początku XX wieku Polak o. Beyzym – jezuita, który został potem błogosławionym.



Następny etap podróży Marka to przeprawa pociągiem do ośrodka misyjnego ojców Oblatów: wizyta we wsi Tananambo, przeprawa rzeką Pananjan oraz wizyta w wiosce Antsiwakan. Stamtąd ponownie wyruszył rowerem do oddalonego o 260km miasta Moramanga.

MD: Podróż pociągiem to była raczej chęć zobaczenia czegoś egzotycznego, ponieważ była to jedyna linia kolejowa na Madagaskarze. W pociągu było wszystko: zwierzęta, ludzie i towary. Wagony niestety zdewastowane, ale ludzie wspaniali. Podróż, która w Polsce odbyłaby się w ciągu 2 godzin tam trwała kilkanaście. Ale widoki z tego pociągu niesamowite – niekończąca się zieleń. Choć mój stosunek do kościoła jest negatywny, a do wiary ambiwalentny to w Tananambo miałem okazję przeżyć prawdziwe misterium: chór przebrany w uroczyste stroje, trzech księży odprawiających mszę i autentyczny mistycyzm wiary tych ludzi. Tam była msza, której nie mogłem nagrać w całości, bo trwała bardzo długo. Co najbardziej mnie fascynowało to fantastyczne śpiewy z typowymi elementami gospel.

Zdjęcie: Życie na Madagaskarze, pixabay

Miasto Antsiwakan to uosobienie prawdziwie wspaniałych serdecznych relacji międzyludzkich. Ludzi, którzy mają niewiele, ale nawet tym potrafią dzielić się z innymi. Tam też piłem najwspanialszą kawę w moim życiu, zerwaną prosto z krzaka, drobno utartą w drewnianym moździerzu, upaloną na metalowym woku, posłodzoną sokiem z trzciny cukrowej i podaną w bambusowym naczyniu. Kawa jest moją namiętnością i dlatego potrafię ocenić i docenić jej wartość. Na koniec jako nocleg otrzymałem chatę pewnej rodziny malgaskiej, która na tę noc wyprowadziła się do sąsiadów. Podróż rzeką to też ciekawe doświadczenie, bo płynęliśmy drewnianą łodzią. Barwa wody, jak cała wyspa była w kolorze rdzawobrązowym od znajdującego się tam laterytu.



Ostatnim fragmentem wyprawy był dojazd do stolicy Antananarivo (115 km). Przejechanie tego odcinka było najtrudniejszym, najbardziej wyczerpującym fragmentem wyprawy. Był to prawdziwy sprawdzian wytrzymałości zarówno psychicznej jak i fizycznej – kilkukrotnie droga przypominała pionową ścianę. Ostatecznie ten fragment trasy został pokonany w ciągu 2 dni (niekiedy poruszając się z prędkością 5 km/h. Dzięki wytrwałości Markowi udało się planowo dotrzeć do ośrodka misyjnego, z którego rozpoczynał wyprawę tym samym kończąc podróż po 32 dniach na Madagaskarze.

Spędziłeś sporo czasu wśród Malgaszów. Powiedz czego Polacy mogą się od nich nauczyć?

MD: Czego możemy się nauczyć… Autentyczności i serdeczności: nie ważne czy jesteś Malgaszem czy “Vazaha”.

Dziękuję bardzo, że zgodziłeś się odpowiedzieć na moje pytania! Do zobaczenia (oby jak najszybciej!) na trasie kolejnego maratonu.

Szczególne podziękowania za poświęcenie czasu na rozmowę dla Marka Dworskiego. Jeśli podobał się Wam ten materiał zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza.

ENGLISH: It does not matter if you are Malagasy or “Vazaha” – Marek Dworski talks about the bike trip through Madagascar part II

Zdjęcie: Madagaskar, pixabay

Tell me, have there been any dangerous situations on the route? And why so many police patrols in Madagascar?


MD: I came in a rather specific period because several dozen prisoners had escaped from the prison a few days ago. The whole country was surrounded by police stations. I was stopping at every police patrol. Later I knew that I did not have to do it because they only control local people. There was one dangerous case when I really got scared… I was driving alone on the road. After some time, Malagasy appeared next to me. We were driving together several kilometers. He was talking to me, but I didn’t understand him. After some time, we reached one of the many checkpoints that controlled the road. Mindful of the earlier information, I said good morning in Malagasy and continued on without stopping. My travel companion followed me and didn’t stop at the police checkpoint. He was traveling with Vazaha (a white man in Malagasy) and thought that will help. The patrol was shouting something, but I didn’t understand them. After a few hundred meters, a policeman on a motorbike caught up with us, and, almost throwing the bike to the ground, he stopped us by reloading his Kalash. He asked my “friend” driving with me why he didn’t stop??? And me, is this some friend of mine? I replied that I am traveling alone, so he told me to keep going. Full of fear I drove without looking back. Judging by the screams of Malagasy from afar, this adventure ended with a few blows aimed at him by a policeman.


It sounds dangerous. How did the local residents react to your trip? What kind of people are they?


MD: I was greeting all Malagasy with Manahoana “good morning” in Malagasy! The Malagasy population is essentially divided into two nations: Merina and Betsimisaraka. They live on a plateau and resemble Polynesians (straight, black hair, dark complexion), while the Bethsimisaraks’ appearance resembles the indigenous peoples of Africa. They live around the ocean. They are all wonderful and helpful people.

You said in one interview that during such intense cycling you drank 10 liters of water a day! Was it a problem getting bottled water and food in Madagascar?


MD: The food I bought was tasty and amazingly cheap ($ 1 is about 3700 Malagasy Ayres). I bought everything that could be eaten: fish and brown rice, which is very expensive in Poland. In Madagascar, I ate it three times a day. I was eating incredibly cheap bananas of various shapes and forms. Unfortunately, I got discouraged very quickly. Till today I don’t like eating bananas. I was warned to use only bottled water.

Tell me more about where you stayed during the nights and what surprised you on the route?


MD: The kilometers traveled did not matter because of the attractions around me. Unfortunately, the roads were not the best, and the highways resembled Polish 4th class roads. Geo-markers led in the middle of nowhere. I had a small and very light tent with me, but I only slept in it for one night, because I was warned that my possessions, in such a poor country, could cause problems. I slept in places that could hardly be called hotels – indoors, without a toilet or shower. I usually paid $ 5 for such accommodation.

In the city of Fianarantsoa, you stayed with the Camillians. They were helping people who suffer from leprosy. Please tell me about the missionaries’ work in the villages of Ilena and Marana.


MD: The Camillians take care of the sick according to their mission. They are mainly organizers, but also doctors and people with medical education. While making films and photos of these places, I had terrible moral dilemmas that I entered their intimate, unhappy world. Without the Kamilians’ activity, the overwhelming part of these people would have died. Leprosy and tuberculosis can only be infected by droplets. I visited a health center for mentally ill people. Visiting hospitals influenced my emotions a lot.

Fianarantsoa is a city visited by Pope John Paul II honored there with a monument. I would also like to add that the center in Marana was the first leprosarium, founded at the beginning of the 20th century by a Pole, Father Beyzym, a Jesuit who later became blessed.


The next stage of Mark’s journey is a train journey to the Oblate Fathers. The village of Tananambo, a crossing of the Pananjan River, a visit at Antsiwakan. From there, he set off again by bike to the town of Moramanga, 260 km away.


MD: Traveling by train was something exotic because it was the only railway line in Madagascar. The train was full of animals, people, and goods. The wagons were unfortunately devastated, but people very helpful. The trip, which in Poland would last 2 hours, lasted a dozen or so. But the views from this train were amazing – endless green.

Although my attitude towards the church is negative and ambivalent towards faith, I had the opportunity to experience a real mystery in Tananambo: a choir dressed in ceremonial costumes, three priests celebrating mass, and the authentic mysticism of their faith. I couldn’t record it because it was very long. What fascinated me the most was the fantastic singing with typical gospel elements.

The city of Antsiwakan is the perfect example of relationships. People who do not have much share goods with others. There, I drank the best coffee in my life, picked straight from the bush, finely grated in a wooden mortar, roasted on a metal wok, sweetened with sugar cane juice, and served in a bamboo dish. I love coffee and appreciate good ones. Moreover, I slept in a Malagasy cottage. The family moved out to their neighbors for that night. I traveled in a wooden boat through the river. The color of the water, like the whole island, was rusty brown from the laterite.

The last part of the trip was the journey to the capital of Antananarivo (115 km). Driving this part was the most exhausting part of the trip. It was a real test of both mental and physical endurance. The road resembled a vertical wall several times. This part of the route was completed in 2 days (sometimes moving 5km per hour. Marek managed to reach the mission center from which he started the expedition, thus ending the journey in Madagascar after 32 days.

You spent a lot of time among Malagasy people – what can Poles learn from them?
MD: What we can learn… Authenticity and warmth: no matter if you are Malagasy or Vazaha.
Thank you so much for agreeing to answer my questions! See you (hopefully as soon as possible!) on the route to the next marathon.

Zostaw komentarz

Your email address will not be published. Required fields are marked *